Szyma Tadeusz: Najmłodszym żołnierzom
Chłopcze... chłopczyku, ile miałeś lat,
Kiedy z harcerza stałeś się żołnierzem?
Czyś na Starówce, czy na Woli padł,
Szarych Szeregów szary bohaterze ?
Widzę Cię - biegniesz, podtrzymując hełm,
Pod którym niknie śmiesznie mała głowa...
Słyszę, jak w biegu wołasz jednym tchem:
"Meldunek mam, meldunek z Mokotowa !"
Łączniku, głowę zakrywasz, lecz pierś
Odsłaniasz - serce niosąc, jak na dłoni,
A nad Warszawą dymów bura sierść
Mierzwi się w kłębach, dopada cię, goni...
Oddałeś Polsce swe dwanaście lat,
Tobie historia dodała wieki -
Cień dawnych powstań na murach się kładł,
Gdyś krył się w gruzach, pełzał przez zasieki.
Żołnierzu, nadal łącznikiem nam bądź,
Meldunki składaj nadal, choć bez słowa -
Aby pamięcią przeszłość z jutrem spiąć,
Sercom rytm podać "Marsza Mokotowa"
Oddałeś Polsce swe dwanaście lat,
Tobie historia dodała wieki -
Cień dawnych powstań na murach się kładł,
Gdyś krył się w gruzach, pełzał przez zasieki.
Żołnierzu, nadal łącznikiem nam bądź,
Meldunki składaj nadal, choć bez słowa -
Aby pamięcią przeszłość z jutrem spiąć,
Sercom rytm podać "Marsza Mokotowa"
|
Kabata Zbigniew: Na pamiątkę mokrej paproci
„Na alei leśnej żeśmy się spotkali " •••
I zawsze na niej będziemy spotykać,
aby dotknąć płomienia który się w nas pali
i znów się o dawne rocznice potykać.
Tak pragnę raz jeszcze móc spojrzeć wam w oczy
i ujrzeć w nich ogni obozowych tańce,
nim się droga skończy, nim się dzień omroczy,
nim na już ostatnie odejdziemy szańce.
Tak pragnę raz jeszcze uścisnąć wam dłonie,
odnaleźć moje miejsce w rozbitym szeregu
i zachłysnąć się pieśnią w przyjacielskim gronie
i usłyszeć jej echo z przeciwnego brzegu.
Ponad losu otchłanią tak mi się dziś marzy.
Znów zwiera swe hufce moja Armia Dumna
i orszakiem zamglonych, zapomnianych twarzy
idzie wprost w moje serce widmowa kolumna.
Odgłos pieśni jak burza przed czołem jej wali,
tysiąckrotnym odgłosem grzmot tysiąca nóg.
" Na alei leśnej żeśmy się spotkali.
hej spotkaliśmy się u rozstajnych dróg.
Nie ma zbrojnej kolumny. Rozwiały się mary,
choć ja ich - tak na zawsze - pożegnać nie umiem
i wciąż ech nasłuchuję wygnany i stary,
i jak ziemia pamiętam i jak sosna szumię.
|
|
Baliński Stanisław: Polska podziemna
Moją ojczyzną jest Polska Podziemna,
Walcząca w mroku, samotna i ciemna,
Moim powietrzem jest wicher bez nieba,
Moim pokarmem jest krew w garści chleba,
A moim światłem, co plonie z daleka,
Jest nasze prawo i prawo człowieka.
Może mnie dławić ten bunt wiecznie żywy,
Ale bez niego nie będę szczęśliwy,
Mogę uciekać przed zmagań żałobą,
Ale już nigdy nie ujdę przed sobą.
Wśród wielu ojczyzn, co płyną w mgle cudnej,
Ja chcę te/jednej, tej wolnej, tej trudnej.
Cóż mi po wszystkich słońcach tego świata,
Jeżeli światło zaciemnia mi krata.
Cóż mi po wszystkich urokach tej ziemi,
Jeśli mi serce pchnięto do podziemi.
O bracia moi, a kto bez wolności,
niech w ciemności idzie i walczy w ciemności.
Moją ojczyzną jest Polska Podziemna,
Walcząca w mroku, samotna i ciemna,
czy tam, czy tutaj, to jedno nas łączy,
Nurt nieśmiertelny, co we krwi się sączy
I każe sercu taką moc natężyć,
Że wbrew rozumom musimy zwyciężyć.
|
Kabata Zbigniew: Mój kraj
Mój kraj miał granice swoje w sercach ludzi,
przemocą wykreślone z politycznej mapy.
Mój kraj, pod szponami bezlitosnej łapy
umierał, żył, walczył, zrywał się i trudził.
W moim kraju nie zawsze wystarczało chleba,
a w chlebaku nie zawsze starczało naboi.
W moim kraju nie liczył się ten co się boi,
tylko ten, który umrzeć potrafił jak trzeba.
W moim kraju najprostszą chadzało się drogą,
choć jej koniec uciekał poza mgłę przyszłości,
bo ideał kobiercem pod stopy się mościł
i dyktował pieśń ustom i sprężystość nogom.
Krocie lat przeleciały, ptaki na wyraju.
Obce drogi krok trudzą pod nieswoim niebem.
Gdzie cię szukać, mój kraju z twoim gorzkim chlebem,
mój niesforny, uparty, mój jedyny kraju?
Burze ścichły, opadła kurzawa zawiei.
Nowe zręby wzniesiono i nowe powały.
Nowe życie, w myśl nowej płynące uchwały,
szuka nowych sygnałów i nowych nadziei.
Są granice, są flagi, polityczne ciało. Ale myśl,
kornik-drukarz, po nocach mnie budzi:
Jak mi ciebie, odnaleźć znowu w sercach ludzi, kraju, za który umrzeć tak łatwo bywało?
|
|
Kabata Zbigniew: Na powrót "Ponurego"
Ostatni moment życia.
Skurczone garną dłonie
grudki kresowej ziemi
od krwi stygnącej śliskie.
Słowami ostatnimi
poszept gasnący wionie:
Pozdrówcie.... Góry Świętokrzyskie...
I wydawało się - koniec.
Ale ten szept z ukrycia
wiater wschodni podchwycił,
wykradł, w pieśń go rozdmuchał,
przez granicę przemycił,
szeptem tak pieśń nasycił,
że go cały kraj słuchał.
I zapłakały Świętokrzyskie Góry -
Zginął "Ponury", zginął "Ponury"!!
Więc szumcie nam jodły piosenkę...
Szumcie ból, rozstanie, mękę,
szumcie aż świat stanie w biegu
Oddajcie nam "Ponurego"!!
Świętokrzyską głuszą lata płyną.
Opada liść i gałąź zielenieje
i głuchną echa gdzieś pod Katarzyną.
Szumią knieje.
Jodły sosnom, sosny dębom, bukom,
buki sercom rytmem dawnym tłuką,
a po skrajach żali się brzezina:
Oddajcie, oddajcie nam syna....
|
Kabata Zbigniew: Tak bardzo tego pragnę
Tak bardzo tego pragnę ażeby moje słowa,
ażeby wiersz choć jeden, ktoś w pamięci zachował
w dalekim moim Kraju, w moim Kraju dalekim
ażeby go powtórzył, kiedy zamknę powieki,
kiedy na zawsze zasnę w gościnnej obcej ziemi.
Tak bardzo tego pragnę, aby słowami mymi
ktoś do życia przywołał, choćby na okamgnienie,
w historię odchodzące wojenne pokolenie,
pokolenie Kolumbów, pokolenie bojowców,
za nawias wyrzucone pokolenie akowców.
Nie aby mnie, z nazwiska, ktoś w pamięci zachował,
chcę by mymi słowami wołał: ARMIO KRAJOWA!
Chcę aby z moich zgłosek pieśń wykrzesał jak diament,
tęczą w słońcu błyszczący nasz akowski testament.
Ale najbardziej chciałbym, aby mymi słowami
wyśpiewał chwalę tamtych, którzy nie mogą sami
krzywdy swojej dochodzić, których zmurszałe kości
nie zapłaty żądają tylko sprawiedliwości.
Chcę, by stalą hartowną moje słowa się stały
aby z serc skamieniałych ogień święty krzesały
I aby nikt nie wiedział, skąd te słowa przybyły
i aby drogi nie szukał do mej dalekiej mogiły.
Chcę, cóż z tego, wiem jednak: tak się nigdy nie stanie.
Chęci siły nie mają, chęci zawsze są tanie.
Oparem są porannym słabiutkie moje słowa.
Przewieją snem jesiennym i nikt ich nie przechowa.
A jednak - mimo wszystko - nie daję milknąć słowom
i wiążę je koślawą, kanciastą moją mową
I chociaż czuję oddech idącej Wielkiej Ciszy
wołania nie przestanę. Może mnie kto usłyszy.
|
|
Gawroński Andrzej: Więc szumcie nam jodły
Choć z dala swą mamy rodzinę i bliskich,
My polscy żołnierze od Gór Świętokrzyskich,
Lecz chciały niebiosa, by krew nam na wrzosach
Wolności ścieliła kobierce.
Więc szumcie nam jodły piosenkę,
Rodacy podajcie nam rękę,
Wśród lasów, wertepów, na ostrzach bagnetów
Wolności niesiemy jutrzenkę.
Nie dbamy o spokój, nie dbamy o ciszę,
A do snu nas głuchy szum jodeł kołysze,
Pod głową w chlebaku żelazo granatów,
A uśmiech na twarzy spokojny.
Więc szumcie nam jodły piosenkę...
A nasze koszary to chłodny cień lasu,
Swe głowy chronimy pod skrzydła szałasów,
A nasza dziewczyna - to stal karabina,
Choć zimna, jak piorun wybucha.
Więc szumcie nam jodły piosenkę...
A kiedy się walka z najeźdźcą rozpęta,
Suniemy po lesie jak dzikie zwierzęta,
Tu oddział nasz leży, tam gromem uderzy,
"Ponury" nas uczy brawury.
Więc szumcie nam jodły piosenkę...
Raz kiedy na patrol szedł oddział zuchwały,
Rozpętał się ogień i kule zagrały,
Na trawie, na polu, dowódca patrolu
Padł kulą śmiertelnie rażony.
Więc szumcie nam jodły piosenkę...
Już oczy swe zamknął, pobladły jak chusta
I tylko wiatr polny całuje go w usta.
Na miękkim traw leżu śpij, polski żołnierzu,
Coś wolnej nie dożył ojczyzny.
Wiec szumcie nam jodły piosenkę,
Rodacy podajcie nam rękę,
Wśród lasów, wertepów, na ostrzach bagnetów
Wolności niesiemy jutrzenkę.
|
Kabata Zbigniew: Armio Krajowa
Rdzą nam dola na lufach osiadła,
w krzywe patrzeć kazała zwierciadła,
wiodła szlakiem dobrym i złym.
Napełniliśmy groby koślawe,
a piosence oddaliśmy sławę,
po polach rozwłóczył ją dym.
Niepotrzebnym i nieuznawanym,
tym najbliższym i tym zapomnianym
mój ubogi ofiarują rym.
Byłaś dla nas radością i dumą,
jak stal prężna, jak żywioł surowa,
ustom - pieśnią, sercu - krwawą łuną,
Armio Krajowa.
Zimny ogień, granat pod podłogą,
łańcuch co dzień spajany od nowa,
zbrojne kroki nocą leśną drogą,
Armio Krajowa.
W bohaterów prowadziłaś ślady
naród zwarty jak grupa szturmowa,
aż spłynęłaś krwią na barykady,
Armio Krajowa.
Nie rabaty, nie barwy mundurów,
nie orderu wstęga purpurowa,
ale skowyt i krew spod pazurów,
Armio Krajowa.
Choć nagrodą było Ci wygnanie,
kula w plecy, cela betonowa,
Co się stało, nigdy nie odstanie,
Armio Krajowa.
Odmówiono Ci sławy i życia,
ale symbol wyklęty i słowa
imię twoje wciąż sławią z ukrycia,
Armio Krajowa.
Nas nie stanie, lecz Ty nie zaginiesz.
Pieśń Cię weźmie, legenda przechowa.
Wichrem chwały w historię popłyniesz.
Armio Krajowa.
|
|
Kabata Zbigniew: ARMIA KRAJOWA
Tak wiele czasu spędziłem w pogoni
za tym jednym słowem, które by gruchnęło
pieśnią ogromną, jak ten dzwon co dzwoni
na śmierć, na życie, na bojowe dzieło
.
Słowa szukałem, które by strzaskało
płyty kamienne zapomnianych grobów,
niechciane prawdy spod nich by wyrwało
i w piersi nimi walnęło jak obuch.
Dwa takie słowa znalazłem -jak hasło
nimbem okryte złotej aureoli,
słowa jak światło, co nigdy nie zgasło
i oczy ślepi i cieszy i boli.
Być może zabrzmią dla innych inaczej
te dwa najprostsze, najzwyklejsze słowa.
Ja nimi czyny nieśmiertelne znaczę.
Słuchajcie, ludzie - to ARMIA KRAJOWA!
l nic już więcej wyrzec nie potrafię,
i nic już więcej powiedzieć nie trzeba,
choć nimi w serca na ziemi nie trafię,
wiem, że odlecę do samego nieba.
|
Wierzyński Kazimierz: Na rozwiązanie Armii Krajowej
Za dywizję wołyńską, nie kwiaty i wianki -
Szubienica w Lublinie. Ojczyste Majdanki.
Za sygnał na północy, bój pod Nowogródkiem -
Długi urlop w więzieniu. Długi i ze skutkiem.
Za bój o naszą Rossę, Ostrą Bramę, Wilno -
Sucha gałąź lub zsyłka na rozpacz bezsilną.
Za dnie i noce śmierci, za lata udręki -
Taniec w kółko: raz w oczy a drugi raz w szczęki.
Za wsie spalone, bitwy, gdzie chłopska szła czeladź -
List gończy, tropicielski: dopaść i rozstrzelać!
Za mosty wysadzone z ręki robotniczej -
Węszyć gdzie kto się ukrył, psy spuścić ze smyczy.
Za wyroki na katów, za celny strzał Krysta -
Jeden wyrok: do tiurmy. Dla wszystkich. Do czysta!.
Za Warszawę, Warszawę, powstańcze zachcianki -
Specjalny odział śledczy: "przyłożyć do ścianki".
* * *
Zwinąć chorągiew z masztu. Krepą jest zasnuta
Za dywizję Rataja, Okrzei. Traugutta.
Pociąć sztandar w kawałki. Rozdać śród żołnierzy,
Na drogę, niech go wezmą. Na sercu niech leży.
|
|
Baczyński Krzysztof Kamil: Gdy broń dymiącą...
Gdy broń dymiącą z dłoni wyjmę
i grzbiet jak pręt rozgrzany stygnie,
niech mi nie kładą gwiazd na skronie
i pomnik niech nie staje przy mnie.
Bo przecież trzeba znów pokochać.
Palce mam - każdy czarną lufą,
co zabić umie. - Teraz nimi
grać trzeba, i to grać do słuchu.
Bo przecież trzeba znów miłować.
Oczy - granaty pełne śmierci,
a tu by trzeba w ludzi spojrzeć
i tak, by Boga dojrzeć w piersi.
Bo przecież trzeba czas przemienić,
a tutaj ciemna we mnie siła,
i trzeba blaskiem kazać ziemi,
by z sercem razem jak krew bila.
Wrócę, rzemieślnik skamieniały,
pod dach rozległy jasnych pogód,
do rzeźb swych - tych, co już się stały,
i tych, co stać się jeszcze mogą.
I dawne będą wzrok obracać -
niezdarne słupy pełne burzy,
i te, których nie tknęła praca
jak oddech niewidzialnej róży.
I pośród nich jakże ja stanę
z garścią, co tylko strzelać umie,
z wiarą, co śmiercią przeorana,
z sercem, co nic już nie rozumie?
Ale jeżelim spalił młodość,
jak palą kraje w wielkim hymnie,
to nie zapomni czas narodu,
a Bóg jak płomień stanie przy mnie.
I wtedy, wtedy liść mi każdy
albo mi wróbel z nieba sfrunie
i jego głos - już głosem prawdy,
i poznam głos, poczuję: umiem.
I szmer ptaszęcy mi przypomni,
że znałem miłość, i obudzi
zdrętwiałe dłonie - jak łodygi,
i pocznę kwiaty, gwiazdy, ludzi,
i ziemię w morza szum przemienię,
i drzewa w zwierząt linie miękkie,
i wtedy spadnie mi na rękę
w pieśni odrosła - wierna ziemia.
|
Kabata Zbigniew: Do młodych
Piszę ten list do młodych panienek i chłopaków w imieniu pokolenia wykończonych wapniaków,
w imieniu pokolenia skapcaniałych ramoli, które nic nie rozumie tylko stale biadoli.
I na dzisiaj narzeka i na wczoraj spogląda, co na karku mu wisi niby garby wielbłąda.
Które wciąż ma wam za złe, które was krytykuje, teraźniejszość odrzuca i przeszłego żałuje.
Takie wasze jest zdanie, tak na nich spoglądacie, taką właśnie opinię o tych wapniakach macie.
Lecz pamiętajcie mili, że lata wartko płyną, że dni waszej młodości bezpowrotnie przeminą
Zanim się obejrzycie. z osłupiałym zdumieniem staniecie się następnym wapniaków pokoleniem
I zaczniecie wstecz patrzeć. I co tam zobaczycie? Co godnego pamięci pozostawi wam życie?
Ci z którychście szydzili pamiętają dni krwawe i ofiary i boje i męczarnie i sławę.
Dni w których każdy musiał dokonywać wyboru. między dobrem prywatnym i wymogiem honoru.
Dni z których każdy dla nich oczywisty miał związek z pojęciami jak służba, lojalność, obowiązek
i oddanie - do śmierci.
To wszystko pozostało i dla waszych wapniaków bezczasowym się stało.
Ciekawym, moi drodzy, jakie wczoraj zostanie po waszych dniach dzisiejszych, gdy przeszłością się stanie?
Czy potraficie spojrzeć z choć odrobiną dumy na przeszłość, gdy was najdzie w szarych chwilach zadumy?
Może wtedy ujrzycie tych wczorajszych wapniaków, te wczorajsze bojowe panienki i chłopaków w lustrze własnej przeszłości.
Przed oczyma wam stanie dla was raczej ujemne historyczne równanie, gdy palcami was wytknie następna młoda fala.
Zrozumiecie, za późno, z perspektywy, z oddala, że są sprawy ważniejsze niż bilanse bankowe.
Może wtedy przed nami Cicho schylicie głowę
|
|
Miłosz Czesław: Ballada
Na równinie stoi szaro drzewo
Pod nim siedzi matka w małym cieniu.
Obłuskuje jajko na twardo
I popija herbatę z butelki.
Miasto widzi którego nie było,
Błyszczą mury i wieże w południe,
Na gołębie kołujące stadem
Patrzy matka a wraca z cmentarza.
- Zapomnieli, synku przyjaciele.
Nikt z kolegów ciebie nie wspomina.
Narzeczona dzieci urodziła
I o tobie nie pomyśli w nocy.
Zbudowali w Warszawie pomniki
A na żadnym twojego imienia.
Tylko matka, póki jest, pamięta.
Jaki śmieszny byłeś i dziecinny.
Leży Gajcy przysypany ziemią
Już na wieki dwudziestoletni.
Nie ma oczu ni rąk ani serca,
Nie zna lata ni zimy ni wiosny.
A co roku huczą w rzekach lody,
W ciemnym lesie zawilec rozkwita.
Czeremchami napełniają dzbanki,
Nasłuchują co kukułka wróży.
Leży Gajcy, nigdy się nie dowie,
Że warszawska bitwa zeszła na nic.
Barykadę na której umierał
Rozebrały popękane ręce.
Biegły wiatry, niosły pył czerwony,
Spadły deszcze i słowik zaśpiewał.
Pod obłokiem krzyczeli murarze,
Podciągali w górę nowe domy.
- Mówią synku, że wstydzić się trzeba,
Że niedobrej broniłeś ty sprawy
A ja nie wiem, niechaj Bóg osądzi
Kiedy z tobą rozmawiać nie mogę.
Pokruszone twoje kwiaty w pyle,
To ta susza, wybacz mój jedyny,
Czasu mało, a jeżeli przyjdę,
Z tak daleka muszę nosić wodę.
Matka chustkę pod drzewem poprawia.
Świeci skrzydło gołębia na niebie,
Zamyśliła się, zapatrzyła się,
Przestwór taki wysoki, wysoki,
I tramwaik pędzi w stronę miasta,
A tam dwoje młodych za nim goni.
Zdążą, myśli matka, czy nie zdążą ?
Dogonili. Wsiedli na przystanku.
|
Gawroński Andrzej: Weteranom z oddziału "Ponurego"
Dziś nie dla nich schylone sztandary,
Nie dla nich "prezentuj broń !"
Nie dla nich Virtuti Militari,
- Tylko szron, co bieli im skroń.
Tylko pamięć tych nocy, tych dni,
Kiedy w brudnych koszulach, strudzeni,
Zmordowani, krok za krokiem szli
Na swych barkach taszcząc erkaemy.
Oni przecież walczyli nie o to,
By brać udział w zasług targowisku:
Ich by l las i kamienie, i błoto,
Ich był dym i wszy, i ognisko.
Ich to była nadzieja, nadzieja,
Co czekała w zimowych zawiejach.
Ich to była tęsknota, tęsknota,
Co ich gryzła w rozmokłych namiotach...
A gdy strzały umilkły nareszcie,
Nikt im laurów nie kładł na głowy,
Nikt kwiatami nie witał ich w mieście.
Nie przygrywał im hymn narodowy ...
Kajać im się kazali po sądach
I za wiosną tłumaczyć się krew,
Jak psy kryć się musieli po kątach,
W piersiach tłumiąc rozterkę i gniew.
Czy się kiedyś zagoi ta blizna,
Co goreje jak krwawe łuczywo?
Czy się wreszcie zdobędzie Ojczyzna,
By uznaniem odpłacić za miłość?
I czy kiedyś ten moment nadejdzie,
Gdy się przez megafony, ekrany
I przez szpalty dzienników dowiecie,
Że nie został wasz trud zapomniany?
Wasza wiara, co kłamać nie umie,
Wasza moc, która dala wam czyny,
I wspomnienie, co pachnie w albumie
Zasuszoną gałązką jedliny...
|
|
Kabata Zbigniew: Sztafeta
Czaka mieli wysokie, koliste,
mundury o żółtych epoletach.
Na czakach lśniły orły srebrzyste,
a słońce im lśniło na bagnetach.
W dym kartaczy szli ławą na wroga,
nie żałując ni życia ni męki,
i ciernista zawiodła ich droga
od Grochowa aż do Ostrołęki.
Nim ostatni żołnierz Listopada
przed niebiańskie zgłosił się ołtarze,
już z dwururki się składa
kryjak Stycznia w wytartej czamarze.
Rzucił dom i rodzinę i wszystko
w beznadziejnym do wolności biegu.
Na styczniowych zmagań bojowisku
krwawe ślady zostawił na śniegu.
Nim ostatni powstaniec styczniowy
przed tron odszedł meldować się boski,
walkę podjął strzelec legionowy,
z Oleandrów buntownik krakowski.
Ruszył w Polskę strzelec zuchowaty
zdobyć to co "obca przemoc wzięła".
Na wielki bój grały mu armaty...
i stał się cud - "jeszcze nie zginęła"!
Wyrosły hufce jak smocze zęby,
odparły falę nawały wrażej,
wolnego kraju dźwignęły zręby
i na granicach zatknęły straże.
Budowało się państwo od nowa
pod osłoną rodzimych puklerzy,
aż runęła lawina stalowa
przez granicę, po sercach żołnierzy.
Nie pomogła ni krew ni ofiary
ni uparta obrona stolicy.
Rozgniecione upadły sztandary
pod pancerną stopę gąsienicy.
Nam wypadło przejąć spadek krwawy,
podnieść broń co z martwych rąk wypadła
i zapomnieć o sobie dla Sprawy
w ciemną noc co na kraju osiadła.
Długa była ta droga krzyżowa
młodych ludzi mego pokolenia.
Żaden rozkaz nas z niej nie odwołał,
ni zwycięstwo nie dało wytchnienia.
Nasze kroki są dzisiaj wolniejsze,
nasze oczy dzisiaj widzą tępiej,
nam zostały już tylko te wiersze -
a was młodych są całe zastępy.
Weźcie od nas pałeczkę sztafety.
Niech was wiedzie ten sam Orzeł Biały
do tej samej od wieków już mety
dla Jej dobra, dla Jej wiecznej chwały.
A gdy sił wam już zacznie brakować
aby sprostać kolejnej potrzebie,
nie przestańcie dalej maszerować,
rzućcie okiem w historię, za siebie.
Wtedy wspomnisz nas, młody dziś druhu
i pojmiesz, bez żadnych wątpliwości,
że ty jesteś ogniwem w łańcuchu,
jak i my, małą cząstką całości
|
Żelazko Henryka: Litania Świętokrzyska
Najświętsza Pani w czerwonej zapasce
Idąca pośród pól kwietnych wonnymi miedzami,
Módl się za nami.
Matko prawdziwa, która co dnia idziesz
Poprzez puszczę jodłową powstańców śladami,
Módl się za nami.
Matko Chrystusowa zadumana w obozie Langiewicza
Nad tragicznymi Polski losami,
Módl się za nami.
Hubalowa patronko prowadząca ułanów
Po wolną Polskę leśnymi duktami,
Módl się za nami.
Pani Ostrobramska trwająca z majorem "Tumrym" na mińskiej reducie,
Z samotnymi jak Chrystus jego żołnierzami,
Módl się za nami.
Gwiazdo zaranna świecąca nadzieją
Nad chatą "Ponurego" i Janowicami,
Módl się za nami.
Królowo męczenników polskich,
Skropionymi oczu Twych łzami,
Módl się za nami.
Matko łaski Bożej z obozu "Ponurego"
Wsłuchana w Pieśń jodłową płynącą borami,
Módl się za nami.
Matko najśliczniejsza pochylona z żałością
Nad "Zjawy" zwłokami.
Módl się za nami.
Panno łaskawa dla Twych wiernych synów
Z ziemi krwią przesiąkniętej i gorzkimi łzami,
Módl się za nami.
Matko bolesna zamykająca oczy "Ponuremu"
W śmiertelnej męce pod Jewłaszami,
Módl się za nami.
Pocieszycielko strapionych, przenieś prochy "Ponurego"
Tylko sobie znanymi, Boskimi drogami, nasza Nadziejo,
Módl się za nami.
Wiesz, Maryjo, jak były sercu jego bliskie
Najpiękniejsze ze wszystkich Góry Świętokrzyskie.
Dziś tu Ciebie prosimy serc naszych głosami
Matko Gór Świętokrzyskich,
Módl się za nami.
|
|
Baczyński Krzysztof Kamil: Z głową na karabinie
Nocą słyszę, jak coraz bliżej
drżąc i grając krąg się zaciska.
A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży,
wyhuśtała mnie chmur kołyska.
A mnie przecież wody szerokie
na dźwigarach swych niosły płatki
bzu dzikiego: bujne obłoki
były dla mnie jak uśmiech matki.
Krąg powolny dzień czy noc krąży,
ostrzem świszcząc tnie już przy ustach,
a mnie przecież tak jak i innym
ziemia rosła tęga - nie pusta.
I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja - syn dziki mego narodu,
Krąg jak nożem z wolna rozcina,
przetnie światło, zanim dzień minie,
a ja prześpię czas wielkiej rzeźby
z głową ciężką na karabinie.
Obskoczony przez zdarzeń zamęt,
kręgiem ostrym rozdarty na pół,
głowę rzucę pod wiatr jak granat,
piersi zgniecie czas czarną łapą;
bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga - gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
|
Baczyński Krzysztof Kamil: Mazowsze
Mazowsze. Piasek, Wisła i las.
Mazowsze moje. Płasko, daleko -
pod potokami szumiących gwiazd,
pod sosen rzeką.
Jeszcze tu wczoraj słyszałem trzask:
salwa jak poklask wielkiej dłoni.
Był las. Pochłonął znowu las
kaski wysokie, kości i konie.
Zda mi się, stoi tu jeszcze szereg,
mur granatowy. Strzały jak baty.
Czwartego pułku czapy i gwery
i jak obłoki - dymią armaty.
Znowu odetchniesz, grzywo zielem,
piasek przesypie się w misach pól
i usta znowu przylgną do ziemi,
będą całować długi świst kuł.
Wisło, pamiętasz? Lesie, w twych kartach
widzę ich, stoją - synowie powstań
w rozdartych bluzach - ziemio uparta -
- jak drzewa prości.
W sercach rozwianych, z hukiem dwururek
rok sześćdziesiąty trzeci.
Wiatr czas zawiewa. Miłość to? Życie?
Płatki ich oczu? Płatki zamieci?
Piasku, pamiętasz? Ziemio, pamiętasz?
Rzemień od broni ramię przecinał,
twarze, mundury jak popiół święty.
Wnuków pamiętasz? Światła godzinę?
I byłeś wolny, grobie pokoleń.
Las się zabliźnił i piach przywalił.
Pługi szły, drogi w wielkim mozole,
zapominały.
A potem kraju runęło niebo.
Tłumy obdarte z serca i z ciała,
i dymił ogniem każdy kęs chleba,
i śmierć się stała.
Piasku, pamiętasz? Krew czarna w supły
związana - ciekła w wielkie mogiły,
jak złe gałęzie wiły się trupy
dzieci - i batów skręcone żyły.
Piasku, to tobie szeptali leżąc,
wracając w ciebie krwi nicią wąską,
dzieci, kobiety, chłopi, żołnierze:
„Polsko, odezwij się, Polsko."
Piasku, pamiętasz? Wisło, przepłyniesz
szorstkim swym suknem po płaszczu plemion.
Gdy w boju padnę — o, daj mi imię,
moja ty twarda, żołnierska ziemio.
|
|
Baczyński Krzysztof Kamil: Elegia o ... /chłopcu polskim/
Oddzielili cię , syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci , syneczku smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Wyuczyli cię syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula synku, czy to serce pękło ?
|
Kabata Zbigniew: A jeżeli padnę...
A jeżeli padnę od kuli,
pokłońcie się mojej matuli...
Padł od kuli, a słońce wieczorem
zorzę krwawą zażegło nad borem.
Zakrwawione paprocie spod głowy
rozpostarły się w całun grobowy.
Długie lata kłamliwe milczenie
wyklinało w nicość leśne cienie.
Długie lata serdecznej udręki
grały echem partyzanckiej piosenki.
Choć na drodze dmie wichura...
Idzie lasem trup piechura.
Kurtka na nim z mgieł sinych utkana,
piszczelami podparte kolana,
strupieszałych pięć palców się zwiera
na uchwycie zbutwiałego szmajsera.
Idzie zaginione pokolenie,
cierpki żal, niedobite sumienie.
Idą w las co księżycem się złoci,
gdzie zakrwawiony kwitnie kwiat paproci.
Rozsypały się rosy po łące.
Rozszumiały się wierzby płaczące...
|