Migacz Katarzyna: Szczęśliwa pomyłka
Wszystko zaczęło się pięknego, czerwcowego, piątkowego poranka...
Jak zwykle w wakacje obudziłam się około 11:00. Powoli zeszłam z mojego sosnowego łóżka i wsunęłam swoje stopy w moje ulubione kapcie w małe króliczki, które wkładałam zawsze rano, gdy szłam (idę) robić sobie śniadanie. Dzisiaj byłam sama w domu, ponieważ oboje moi rodzice znajdowali się w miejscu swojej pracy. Zawsze, od poniedziałku do piątku nie było ich w domu z powodu pracy, ale ja w roku szkolnym tego nie odczuwałam (gdy moi rodzice byli w pracy, ja byłam w szkole). Jednak w wakacje musiałam przeboleć to, że do 13:00 nie będę widywać swoich opiekunów. W sumie i tak mam już 15 lat, więc umiem opiekować się sama sobą. Chodzi mi o zrobienie sobie jedzenia, bo prasować i prać jeszcze nie umiem.
Jednak ta wczesna pora (jeżeli wczesną porą można nazwać godzinę 11:00) nie była aż tak rutynowa jak zwykle. Schodząc po schodach do kuchni, usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Natychmiast tam podbiegłam. Spojrzałam przez wizjer drzwi i ujrzałam listonosza, Patryka. Szybko otworzyłam drzwi, ponieważ była to zaufana osoba. Chodzę z jego bratem Michałem razem do klasy, więc znałam się już i z Patrykiem.
- Dżesika, mam dla ciebie paczkę – powiedział, wręczając mi małą, szarą paczuszkę.
Następnie podpisałam się na jakimś świstku, który mi podał, a gdy już sobie poszedł, udałam się do kuchni. Spojrzałam na paczuszkę. Widniało na niej moje imię i nazwisko, ale jednak było coś z nim nie tak, a mianowicie to, że moje imię było napisane przez „j” i dwa „s”. Zbagatelizowałam błąd i natychmiast otworzyłam paczkę za pomocą noża „tasaka”. W środku było pudełko, a w nim nowy „Jabłko-fon 7s”. Zaniemówiłam. To niemożliwe, aby ktoś mógł mi przysłać nowy model najbardziej pożądanego w świecie telefonu. Miał on złoty kolor, a na jego tyle znajdował się grawerunek w postaci małego jabłka, logo firmy Jabłko. Jego wyświetlacz lśnił w blasku słońca, które przebijało się przez okna mojego domu. Błyskawicznie włączyłam ustrojstwo i zalogowałam się do moich wszystkich mediów społecznościowych, wcześniej wpisując hasło do mojej sieci WiFi. Kolejno zrobiłam kilka „zdjęć z rąsi” i natychmiast wstawiłam je na portal „Filipgram”, na którym byłam znana jako „Dżess_Przybylska_love”.
Potem już tylko bawiłam się smartfonem. Kiedy się obejrzałam, moja mama wraz z tatą pojawili się w drzwiach zmęczeni i zapewne głodni. Ups... Czyżbym zapomniała ugotować obiad, jak obiecałam? Miałam nadzieję, że tego nie zauważą. Uśmiechnęłam się do nich i powitałam ich uściskiem. Zaczęłam mówić o tym dzisiejszym, miłym wydarzeniu. Mama zaczęła oglądać paczkę, a tata telefon. Nagle mina mamy zamieniła się w grymas.
- Skarbie, chyba mam złą wiadomość – powiedziała smutno – wydaje mi się, że ten telefon jednak nie należy do Ciebie.
Mama pokazała mi nadawcę paczki. Był to niejaki Michael Cobain i wysłał ją aż z Australii, a dokładniej z Sydney. Niestety, nie znałam żadnego Michaela Cobaina ani nie miałam krewnych w Australii.
Następnego dnia musiałam odesłać paczkę do nadawcy. Byłam bardzo smutna, ale potem znów szczęśliwa, a to z tego powodu, iż moi rodzice w ten sam dzień, w który odesłałam „Jabłko-fona”, kupili mi ten sam model tego wspaniałego telefonu. Podziękowałam im. Dali mi go za to, iż grzecznie oddałam telefon nadawcy.
To było bardzo miłe wydarzenie, dla mnie... Jeżeli chodzi o mój „Jabłko-fon”, to sprawdza mi się niesamowicie dobrze. Uwielbiam ten telefon. Ten źle zaadresowany dotarł do nadawcy. Okazało się, że był on przeznaczony do innej Jessiki, o tym samym nazwisku z pobliskiej miejscowości.
Będę naprawdę miło wspominać to zdarzenie, ale i wyciągnęłam z niego lekcję. Teraz już wiem, że należy dokładnie sprawdzać listy, zanim się je otworzy.