Get Adobe Flash player

Jasnos Marta: Wizyta w Nibylandii

Lauretta nie miała pojęcia, ile czasu upłynęło, kiedy spała. Nie wiedziała również, gdzie się znajduje. Widziała, że jest na dużej łące, na której rośnie mnóstwo kwiatów, a dalej las. Myślę, że każda inna dziewięciolatka wpadłaby w panikę, ale nie Lauretta. Była jedynaczką, ojca często nie było w domu, a jej matka zajmowała się  gospodarstwem. Ostatnio sytuacja materialna państwa Brownów pogorszyła się. Nie stać już ich było na pokojówki i lokajów. Coraz częściej musieli odmawiać sobie różnych rzeczy, a Lauretta w ostatnią „gwiazdkę” dostała tylko parę pończoch. „Takie czasy” mówili ludzie i mieli całkowitą rację. W przedwojennej Anglii nie powodziło się zbyt dobrze. Podczas gdy Hitler rósł w siłę, Anglicy coraz częściej martwili się o swoją przyszłość. Podobnie było zresztą w całej Europie. W tych to czasach rozgrywa się ta opowieść.

Jak już możecie się domyślić, jej główną bohaterką jest Lauretta, szczupła szatynka o niebieskich oczach. Mieszka ona w dużym, starym domu w hrabstwie Yorkshire. Jak każda dziewczynka w jej wieku, chodzi do szkoły. Szkoła ta mieści się na końcu małej wioski. Dzieci uczyły się w niej matematyki, angielskiego i jeszcze wielu innych przedmiotów. Chociaż szkoła była równie stara jak dom Lauretty, mimo wszystko ją lubiła. Jednak nie była dobrą uczennicą, a podręczniki nie wzbudzały w niej zainteresowania. Większą uwagę przywiązywała do książek, w szczególności do baśni.

Kiedy parę lat temu była wraz z matką w Londynie, dostała w prezencie pięć ilustrowanych książek z baśniami, legendami oraz mitami. Możemy powiedzieć, że był to przełomowy czas w życiu dziewczynki. Nauczyła się czytać i dzięki temu czytała coraz więcej książek. Jej duży pokój na poddaszu zamienił się w małą bibliotekę. Lauretta często siadała na łóżku i czytała całymi godzinami. Wszyscy mówili, że to dziecko ma nie po kolei w głowie, zamiast bawić się z innymi rówieśnikami, ona czyta książki albo gania po lesie, szukając elfów. Nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby pewnego dnia nie zdarzyła się tragedia.

Czasem złe rzeczy, jak na przykład choroba, prowadzą do dobrych skutków. Niektórzy ludzie dzięki chorobie się nawracają, inni zaczynają widzieć więcej niż tylko czubek swojego nosa. Lauretta dzięki swojej chorobie przeżyła najwspanialszą przygodę swojego życia, którą na pewno zapamięta na długo...

Był dwudziesty trzeci kwietnia, dzień mglisty i pochmurny. Tego dnia przy łóżku chorej na zapalenie płuc Lauretty siedzieli rodzice wraz z doktorem. Nikt nie chciał tego mówić, ale wszyscy wiedzieli, że jeżeli stan zdrowia dziecka się nie poprawi, to najprawdopodobniej umrze. Państwo Brown nie mogli się pogodzić z myślą, że stracą swą jedyną córkę. Pan Brown wezwał najlepszego lekarza z miasta, ale i ten rozłożył ręce.

- Naprawdę mi przykro, ale zrobiłem, co mogłem. Nie wiem dlaczego gorączka nie ustępuje - tłumaczył się doktor.

Tak minął tydzień, szanse na wyzdrowienie dziewczynki graniczyły z cudem. Pewnie zastanawia was to, co czuła Lauretta. Musze wam powiedzieć, że czuła się całkiem dobrze. Chociaż jej schorowane ciało nadal pozostało na miejscu, to ona sama znajdowała się setki tysięcy mil od hrabstwa Yorkshire. Co więcej, była naprawdę daleko od całego wszechświata, otóż znalazła się tam, skąd biorą się wszystkie baśnie, w świecie zwanym Nibylandią...

Wróćmy do tej chwili, w której Lauretta obudziła się łące. Zawsze była bardzo odważna, więc postanowiła pójść w stronę lasu. Nie do końca wiedziała, co się z nią dzieje, zastanawiała się, gdzie są jej rodzice i dlaczego jest na tej łące. Nadal była ubrana w koszulę nocną, a włosy zaplecione w warkocz opadały na jej lewe ramię. Gdy znalazła się blisko puszczy, okazała się ona jeszcze większa niż przypuszczała dziewczynka. Rosły w niej potężne, stare drzewa, a ponieważ nasza bohaterka nie miała na sobie butów, po chwili jej stopy były bardzo pokaleczone. „Dam radę, może ścieżka, którą idę, prowadzi do jakiejś osady” - pocieszała się Lauretta. W rzeczywistości szła już bardzo długo, a nic nie wskazywało na to, że kiedyś wydostanie się z tego lasu. Z każdą chwilą to miejsce wydawało jej się coraz dziwniejsze, jakby jakaś nieznana siła drzemała w tych drzewach. Może to była magia? Powoli zaczynało się ściemniać, słońce coraz bardziej zbliżało się ku horyzontowi. Sytuacja dziecka stawała się coraz bardziej beznadziejna, była noc, a zmęczona i zziębnięta dziewięciolatka była sama w ogromnym lesie, bez jedzenia.

Dziewczynka, którą coraz bardziej morzył sen, usiadła na wystającym korzeniu. Ponieważ była pomysłowa i umiała sobie radzić w wyjątkowych sytuacjach, wykonała dla siebie prymitywne posłanie. Z liści paproci i mchu stworzyła  materac, a z liści klonu uszyła  za pomocą sosnowych igieł kołdrę. Na szczęście była jeszcze mała i niezbyt zdawała sobie sprawę z czyhających na nią niebezpieczeństw, toteż szybko zasnęła...

Obudziła się skoro świt. Ponieważ było dosyć chłodno, zarzuciła sobie na ramiona koc z liści i napiła się rosy, która osiadła na trawie. Dopiero teraz poczuła doskwierający jej głód. Jakby na zawołanie dostrzegła rosnące jagody i poziomki. Szybko zabrała się do konsumpcji owoców. Gdy poczuła, że się najadła, znów wyruszyła w drogę. Szła aż do południa. Gdy jej cień stał się krótki, postanowiła zrobić sobie odpoczynek. Kiedy zaczęła uważniej się przyglądać, ujrzała mały przesmyk białego światła. Bezszelestnie podeszła bliżej. Za kępą krzaków, między kamieniami znajdowało się przejrzyste źródło. Lauretta nie mogła uwierzyć własnym oczom i stanęła jak wryta. Po chwili otrząsnęła się i przykucnęła za krzakami. Wtedy na brzegu źródła pojawiła się nimfa. Rusałka była najpiękniejszym stworzeniem, jakie Lauretta kiedykolwiek widziała. Miała czarne, lśniące włosy zaplecione w koszyczek. Jej twarz miała wyraz zadumy. Ciemne, migdałowe oczy były wpatrzone w toń wody, a pełne, czerwone usta coś szeptały. Ubrana była w długą, powłóczystą, prostą suknię na ramiączkach. Nagle zwróciła swą twarz ku dziewczynce i skinieniem głowy kazała jej do siebie podejść.

- Możesz wejść do źródła, jest płytkie, nic ci się nie stanie - powiedziała rusałka.

Lauretta, gdy tylko zanurzyła w wodzie swoje stopy, od razu poczuła się lepiej. Rany i otarcia zniknęły. Po pięciu minutach kobieta kazała jej wyjść z wody. Wzięła dziewczynkę za rękę i szła z nią dalej tą samą ścieżką. Po drodze boginka wytłumaczyła dziecku, że znajdują się obecnie w magicznej krainie.

- Trafiają tu wszyscy ludzie, którzy na to zasługują - mówiła.

Otóż w Nibylandii istnieje kilka kontynentów, tak jak w naszym świecie, tyle, że jest ich tutaj o wiele więcej. Każdy kontynent to inna baśniowa kraina. Nasza bohaterka trafiła do świata mitów starożytnej Grecji. Najada wiedziała o przybyciu gościa, ponieważ posiadała dar przepowiadania przyszłości. Czekała na Laurettę już od dwóch tygodni, gdyż zadaniem wodnych stworzeń jest czekanie na wędrowców i pomaganie im. Wyjawiła jej również swoje imię - Diana, a także to, że mieszka w dole rzeki. Po godzinie wędrówki Diana i Lauretta wreszcie dotarły do celu. Dom nimfy był cały porośnięty glonami i przypominał mały pałac. Przez środek ogromnego ogrodu przepływała szeroka rzeka.

- Jesteśmy na miejscu, oto mój dom. Mam nadzieję, że poczujesz się w nim dobrze. Moja służąca zaprowadzi cię do swojej komnaty. Przebierz się i wykąp. Spotkamy się na kolacji - oznajmiła rusałka.

Służąca okazała się o wiele cieplejszą osobą od pani domu. Zaprowadziła dziewczynkę do pokoju, dała jej czyste ubrania i wskazówki dotyczące zachowania na kolacji. Po odświeżeniu się Lauretta przyglądała się widokom z okna komnaty. Ciepło bijące od kominka, sprawiało, że coraz bardziej stawała się śpiąca. Postanowiła się chwilkę zdrzemnąć. Obudził ją dźwięk otwieranych drzwi. To Diana przyszła po nią. Na rękach trzymała piękną, jedwabną sukienkę dla podopiecznej. Kiedy obie były już uszykowane, zeszły do dużej sali balowej, ponieważ w niej miała się odbyć kolacja. Przy stole czekały już inne nimfy wraz z faunami, ludźmi i syrenami. Wszystkie te stworzenia przybyły na wieczorną ucztę wydawaną przez Dianę. Zdradzę tylko tyle, że przyjęcie było wspaniałe, a Lauretta położyła się spać późnym wieczorem.

Następnego dnia nastąpiło przykre dla wszystkich pożegnanie. Mimo tak krótkiego pobytu dziewczynka zdążyła się zaprzyjaźnić z mieszkańcami dworu. Serdecznie uściskała wszystkich, następnie przyszła kolej na Dianę. Podziękowała jej za gościnę i obiecała, że nigdy jej nie zapomni. Mimowolnie po policzku spłynęło jej kilka łez.

- Nie martw się Lauretto, kto raz trafił do Nibylandii, musi do niej prędzej, czy później powrócić - pocieszała ją nimfa.

W tym momencie stało się coś bardzo dziwnego. Lauretta zaczęła się jakby oddalać, obraz się jej zamazał, a głos Diany coraz bardziej cichł. Poczuła, że nie oddycha, ale nie wzbudziło to w niej paniki. Zaczęła dryfować w przestrzeni kosmicznej. Przed jej oczami przewijały się gwiazdy, planety, a nawet całe galaktyki. Wszystko to może trwało parę sekund. Po chwili straciła przytomność...

Poczuła, że znów oddycha. Kiedy otworzyła oczy, okazało się, że jest w swoim starym domu, w hrabstwie Yorkshire w Anglii. Obok niej siedziała matka. Dziewczynka uśmiechnęła się do niej. Pani Brown odwzajemniła uśmiech.

- Wczoraj w nocy spadła ci temperatura, więc czekałam, aż się obudzisz - powiedziała łagodnym głosem . Lauretta mocno przytuliła się do mamy, jej radość z powrotu do domu była duża. Cieszyła się, że znów jest przy swojej rodzinie, jednak jeszcze bardziej radowała ją świadomość, że ma teraz swoją własną, baśniową krainę.

 

UCZESTNICZYMY W PROJEKCIE "PRACOWNIE KOMPUTEROWE DLA SZKÓŁ" WSPÓŁFINANSOWANYM PRZEZ UNIĘ EUROPEJSKĄ