Franek uczył się całkiem dobrze, ale czasem, jak mówiła jego mama, „bez rewelacji”. Mimo tego, nauczyciele uważali go za całkiem zdolnego chłopca. Niestety, miał też swoją piętę achillesową, a była nią matematyka. Franek nienawidził tego przedmiotu. Nawet wspólny wysiłek rodziców, korepetytora i samego chłopca nic nie dawał. Matematyka była dla niego po prostu niezrozumiała.
Po lekkim i przyjemnym dla Franka kwietniu nastał maj, przedostatni miesiąc szkoły. Był to trudny czas, nauczyciele często sprawdzali poziom wiedzy uczniów, robiąc im sprawdziany i kartkówki. Szczególnie ciężko znosił to Franek, ponieważ pani od matematyki (według chłopca) „uwzięła się na niego” i prawie codziennie był pytany przy tablicy.
- Gdybym choć trochę rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi, na pewno bym się nauczył i nie dostałbym kolejnej jedynki - skarżył się Franek, wskazując przy tym na zeszyt zapełniony masą działań, których za Chiny nie rozumiał.
- W takim razie sam nie wiem, może spróbuję poprosić swojego wujka, który uczy matematyki, aby jeszcze raz powtórzył z tobą materiał ? - odparł Antek.
- To dobry pomysł, ale wujek mieszka w Krakowie i dzisiaj na pewno nie będzie miał czasu wszystkiego mi wytłumaczyć, a jutro piszemy przecież ważny sprawdzian - stwierdził załamany chłopiec.
- Chyba mam pewien pomysł. Przyjdziesz dzisiaj do mnie po lekcjach ? - zapytał kolega Franka.
- Ok, przyjdę.
Kiedy po lekcjach chłopcy udali się do domu Antka, ten przedstawił Frankowi swój plan. Aby nie musieć jutro przychodzić do szkoły i pisać sprawdzianu, mogą oni specjalnie się rozchorować. Franek nie był specjalnie przekonany co do tego pomysłu, ale w końcu uległ koledze. Od razu przystąpili do działania.
Najpierw postanowili zjeść tyle lodów, ile tylko zdołają, a potem wieczorem zmoczyć sobie głowy i biegać dookoła parku. Po zrealizowaniu tych celów, Franek pożegnał się z Antkiem i poszedł do domu.
W domu czekała na niego kolacja przygotowana przez mamę, jednak nie miał apetytu. Zaczęło boleć go gardło i głowa. Mama zaniepokojona tymi objawami choroby zmierzyła synowi gorączkę, Franek miał aż 39 stopni. Bez dłuższego zastanowienia się rodzice zawieźli go do lekarza. Pani doktor zleciła natychmiastowe umieszczenie chłopca w szpitalu, ponieważ jego stan ciągle się pogarszał i nawet raz stracił przytomność. Tam dostał silne leki, po których prawie natychmiast zasnął.
Obudził się następnego ranka. Dopiero po chwili przypomniał sobie zdarzenia z dnia poprzedniego. Poczuł się bardzo głupio, że sam spowodował swoją chorobę, stresując tym bardzo rodziców. Postanowił już nigdy nie robić podobnych rzeczy i poprosić swojego wujka o wytłumaczenie materiału, który obecnie przerabiają na matematyce.
„Zdrowie to prawdziwy skarb” - pomyślał.