Stolarczyk Marta: Burza nad Sielpią

Pewnego pięknego dnia z całą rodzinką postanowiliśmy jechać do Sielpi. Było lato, słoneczko świeciło bardzo mocno. Pogoda idealna do wyjazdu nad wodę. Gdy dotarliśmy, nie mogliśmy znaleźć wolnego miejsca na plaży, żeby rozłożyć koce, ale jakoś się udało. Szybko się rozpakowaliśmy. Od razu pobiegłam do wody.

Czas biegł nieubłagalnie. Było super, wygłupialiśmy się, opalaliśmy się, aż zauważyliśmy, ze nadciągają czarne, burzowe chmury. Zaczął wiać bardzo silny wiatr. Burza się rozpętała. Na plaży nastała panika. Ludzie uciekali do samochodów, by jak najszybciej wrócić do domów. Niestety, nasz powrót trwał bardzo długo. W połowie drogi musieliśmy się zatrzymać, ponieważ na środku jezdni leżało pełno połamanych drzew. Na dodatek burza wciąż trwała i nie było widać jej końca. Czekaliśmy i niecierpliwiliśmy się, ale tata zdecydował, że pojedziemy polną drogą, a następnie przez las. Obawialiśmy się, że tam również mogą leżeć połamane drzewa. Tak też było, ale pomimo tego na szczęście udało się przejechać. Dojechaliśmy do domu przerażeni. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Przeżyłam niezapomnianą przygodę z dreszczykiem.